niedziela, 18 sierpnia 2019

Wincyj podróży! Objazdówka po Dolnym Śląsku.

Hej!


Ostatnio sporo podróżowałam po Dolnym Śląsku. W tym roku nie jedziemy nigdzie na dłużej, organizujemy jednodniowe wyjazdy jeden po drugim. Krótko opiszę tu cztery wyjazdy, do Cieszyna, Polanicy Zdrój, Oleśnicy i Sobótki.


Cieszyn / Těšín

Cieszyn to małe miasteczko na granicy z Czechami - można przejść przez most nad rzeką wyznaczającą granicę. Najpierw przeszliśmy przez rynek i ulicę handlową, do zamku, który zawiódł mnie na tyle, że nie zrobiłam mu zdjęć </3 Obok zamku znaleźliśmy rotundę umieszczaną na banknocie 20-złotowym.




Rotunda:


Po zwiedzeniu okolic zamkowych wybraliśmy się do czeskiej części miasta. Okazało się, że czeski Cieszyn jest niestety mniej zadbany i co ciekawe o wiele bardziej pusty, nikogo nie było.




Po szybkim przejściu przez czeski Cieszyn wróciliśmy do Polski na obiad. 

Po wyjeździe zahaczyliśmy jeszcze o Wisłę.


Polanica Zdrój

Tym razem pojechałam z Zuzią (na szczęście). Jechałyśmy bardziej na fotki, niż żeby obejrzeć Polanicę :,)
Zaczęłyśmy od kurortowej części miasta, z niej poszłyśmy do starego kościółka na górce. Cały czas robiłyśmy zdjęcia. Potem park, w którym spotkałyśmy rodziców.









Po... próbach... robienia sztuki poszłyśmy na frytki. Nasz czas w Polanicy powoli się kończył - wyjazd trwał tylko trzy godziny. 

Oleśnica

Oleśnica to mała miejscowość,  z Wrocławia jedzie się 20 minut ciapongiem. (Tak, pociągiem.) Znajduje się tam zamek książęcy, który nie został zniszczony w trakcie wojny - jest oryginalny. 
Dworzec oleśnicki to... interesujące miejsce. Chciałyśmy wyjść stroną prowadzącą do centrum, ale w przejściu zamontowano kratę </3

 Najpierw weszłyśmy do kościółka, z niego od razu do zamku. Wejście do zamku kosztuje tylko 3 zł (ulgowy). Nie było tam żywej duszy, więc zrobiłyśmy kilka zdjęć.













Po zamku przyszedł czas na herbatę w pierwszej knajpie jaką znalazłyśmy, nazywała się bodajże Amaretto Cafe…? Nie polecamy. Dostałam LIPTONA (SHAME!). Na szczęście siedziałyśmy na dworze, bo wystrój okropnie odpustowy.
Ta podróż też była krótka - trwała tylko trzy godziny.

Sobótka

Do sobótki pojechałam z mamą. Najpierw wypiłyśmy herbatę na ryneczku, potem wybrałyśmy się na zamek w Sobótce-Górce. Po godzinnej przeprawie przez podnóża Ślęży doszłyśmy do pałacu (technicznie to pałac, ale wszyscy mówią zamek). Najstarsza część budynku widoczna na pierwszym zdjęciu pochodzi z XII wieku, jaśniejsza część jest bodajże z XVI lub XVII. Zamek jest prywatny i nie można go zwiedzać. ALE. Tak się złożyło, że spotkałyśmy syna właściciela,  potem samego właściciela, który wpuścił nas do środka. Trwało odnawianie i remont, więc właściciel szybko zniknął, jego syn za to oprowadził nas po budynku.










Zwiedzanko trwało około godziny. Po pożegnaniu z rodziną mieszkającą w zamku zeszłyśmy do miasteczka, mama kupiła gofra, a po gofrze złapałyśmy PKS do Wrocławia.


To tyle na dziś! Kolejny post będzie o wprowadzaniu koloru w gotyckie stroje bez wytracania bezcennego MHROKU.

Do następnego razu!



czwartek, 15 sierpnia 2019

Podróż do Pragi z Sekwoją.

Dobri Den.


Wczoraj byłam z bf (i w pewnym sensie rodzicielami) w Pradze. (Mówię na niego Sekwoja, bo jest wysoki, stąd tytuł.)

Wyjechaliśmy około 6 rano (zdychałam). W drodze stawaliśmy na jedzenie itd., ale to nie jest zbyt ważne.

Zatrzymaliśmy się niedaleko stacji metra linii A o nazwie Skalka - stamtąd metro zawiozło nas na Hradczany. Po przejściu przez ochronę i przeszukiwanie dostaliśmy się na plac zamkowy (akurat była zmiana warty!), potem katedra św. Wita. Nie macie pojęcia, jak tłoczno tam było.






Bf trochę marudził, bo nie lubi tłumów (ja w sumie też nie, jeśli to turystyczny tłum).

Stojąc pod zamkiem uznałam, że chcę iść na Stepańską, żeby wstąpić do gotyckiego sklepu o nazwie Nosferatu. Postanowiliśmy, że zamiast jechać metrem pójdziemy piechotą, żeby po drodze zahaczać o różne zabytki. W kilka minut przypadkiem trafiliśmy na taras z widokiem na panoramę Pragi.




I tak zaczęła się nasza przeprawa. Najpierw musieliśmy przejść przez most. Na szczęście nie Most Karola, który widać ze zdjęcia (przyzoomujcie na niego i podziwiajcie masy turystów).


Następnie, kompletnym przypadkiem trafiliśmy na rynek. Byli na nim ludzie ubrani w kostiumy pand. Gdy jeden się do mnie odwrócił zaczęłam krzyczeć. :,)



 Zegar astronomiczny! Trafiliśmy idealnie na godzinę 0, gdy bił.



Weszliśmy do PRZECUDNEGO kościoła św. Mikołaja. Mama zapytała, jakim cudem bez biletów, na co ja, że przez drzwi. Nikt nas nie zaczepił, nic nie powiedział, ale chyba włamaliśmy się do kościółka :,)



Chcę tam zamieszkać.

Ciąg dalszy tułaczki po ulicach <3









(Jestem tu takim plackiem ah <3)

Jak widać na zdjęciu powyżej - wiało. R.I.P. fryzury. 
Ulica z drugiego zdjęcia to chyba Stepańska. Tak mi się wydaje, ale możliwe, że pamięć mnie zawodzi. Weszliśmy do Nosferatu - nie robiłam zdjęć w sklepie, więc oto fotki z neta (prague.metal-shop.eu).



Niestety uderzyła mnie słaba jakość tych rzeczy. Nie wina sklepu, bardziej marek w nim sprzedawanych typu Killstar, Punk Rave, Disturbia… Nie wiem, czemu ludzie sądzą, że TO jest dobra jakość - naprawdę słaby poliuteran - jak cieniutka guma, bardzo słabo utkane materiały, zazwyczaj poliester, koronki nigdy na oczy nie widziały bawełny itd. Wiem, że np. Killstar to wegańska marka - niestety tego typu biznesy nie robią nic dobrego, bo ładują w nasz świat więcej plastiku. (Pamiętajmy, że skóra na buty jest ze zwierząt które i tak zostały zabite na mięso. Jeśli Killstar naprawdę chciałoby być marką vege, są alternatywy skór np. z liści ananasa czy kokosów, ale nie, bo po co, jak można plastik. A czemu poliester? Cholera wie. Tani w produkcji.) Dlaczego to takie drogie, pytam się, hm? Jakość produktów tych marek naprawdę woła o pomstę do nieba. (Kiedyś miałam płaszcz Punk Rave i bardzo szybko się go pozbyłam :,) )

Anyway. 

Po nieowocnej wizycie w Nosferatu poszliśmy na papu. Szukaliśmy właściwej restauracji ze dwie godziny, większość knajp była naprawdę droga. W końcu zjedliśmy w jakimś wegańskim barze z jedzeniem na wagę, było naprawdę niezłe. Następnie herbata!



Gdy wyszliśmy z kawiarni padał deszcz. Nie jakoś mocno. Poszliśmy do baru z absyntem, głównie z ciekawości.



Potem musieliśmy lecieć na metro, o 18 byliśmy umówieni z rodzicami na stacji Můstek, z której wracaliśmy na Skalkę. 


To tyle, to nie jest post, w którym warto lać wodę.

Do następnego razu!



Lista zespołów, które lubię.

 Witam :)   (Jeśli ktoś to czyta w przyszłości i gify w stylu lat 2000 już nie są cool - gif jest satyryczny)   Chciałam zamieścić tu listę ...