Hej!
Ostatnio sporo podróżowałam po Dolnym Śląsku. W tym roku nie jedziemy nigdzie na dłużej, organizujemy jednodniowe wyjazdy jeden po drugim. Krótko opiszę tu cztery wyjazdy, do Cieszyna, Polanicy Zdrój, Oleśnicy i Sobótki.
Cieszyn / Těšín
Cieszyn to małe miasteczko na granicy z Czechami - można przejść przez most nad rzeką wyznaczającą granicę. Najpierw przeszliśmy przez rynek i ulicę handlową, do zamku, który zawiódł mnie na tyle, że nie zrobiłam mu zdjęć </3 Obok zamku znaleźliśmy rotundę umieszczaną na banknocie 20-złotowym.
Rotunda:
Po zwiedzeniu okolic zamkowych wybraliśmy się do czeskiej części miasta. Okazało się, że czeski Cieszyn jest niestety mniej zadbany i co ciekawe o wiele bardziej pusty, nikogo nie było.
Po szybkim przejściu przez czeski Cieszyn wróciliśmy do Polski na obiad.
Po wyjeździe zahaczyliśmy jeszcze o Wisłę.
Polanica Zdrój
Tym razem pojechałam z Zuzią (na szczęście). Jechałyśmy bardziej na fotki, niż żeby obejrzeć Polanicę :,)
Zaczęłyśmy od kurortowej części miasta, z niej poszłyśmy do starego kościółka na górce. Cały czas robiłyśmy zdjęcia. Potem park, w którym spotkałyśmy rodziców.
Po... próbach... robienia sztuki poszłyśmy na frytki. Nasz czas w Polanicy powoli się kończył - wyjazd trwał tylko trzy godziny.
Oleśnica
Oleśnica to mała miejscowość, z Wrocławia jedzie się 20 minut ciapongiem. (Tak, pociągiem.) Znajduje się tam zamek książęcy, który nie został zniszczony w trakcie wojny - jest oryginalny.
Dworzec oleśnicki to... interesujące miejsce. Chciałyśmy wyjść stroną prowadzącą do centrum, ale w przejściu zamontowano kratę </3
Najpierw weszłyśmy do kościółka, z niego od razu do zamku. Wejście do zamku kosztuje tylko 3 zł (ulgowy). Nie było tam żywej duszy, więc zrobiłyśmy kilka zdjęć.
Po zamku przyszedł czas na herbatę w pierwszej knajpie jaką znalazłyśmy, nazywała się bodajże Amaretto Cafe…? Nie polecamy. Dostałam LIPTONA (SHAME!). Na szczęście siedziałyśmy na dworze, bo wystrój okropnie odpustowy.
Ta podróż też była krótka - trwała tylko trzy godziny.
Sobótka
Do sobótki pojechałam z mamą. Najpierw wypiłyśmy herbatę na ryneczku, potem wybrałyśmy się na zamek w Sobótce-Górce. Po godzinnej przeprawie przez podnóża Ślęży doszłyśmy do pałacu (technicznie to pałac, ale wszyscy mówią zamek). Najstarsza część budynku widoczna na pierwszym zdjęciu pochodzi z XII wieku, jaśniejsza część jest bodajże z XVI lub XVII. Zamek jest prywatny i nie można go zwiedzać. ALE. Tak się złożyło, że spotkałyśmy syna właściciela, potem samego właściciela, który wpuścił nas do środka. Trwało odnawianie i remont, więc właściciel szybko zniknął, jego syn za to oprowadził nas po budynku.
Zwiedzanko trwało około godziny. Po pożegnaniu z rodziną mieszkającą w zamku zeszłyśmy do miasteczka, mama kupiła gofra, a po gofrze złapałyśmy PKS do Wrocławia.
To tyle na dziś! Kolejny post będzie o wprowadzaniu koloru w gotyckie stroje bez wytracania bezcennego MHROKU.
Do następnego razu!